Samochodowo-rowerowa wyprawa
z Markiem
13.07.1994 – 16.07.1994 /4 dni/ Rowerem ok. 133,5 km
13.07.1994 /środa/ samochód
Wleń -----Jakuszyce------Harrachow/Cz/-------Kolin------Jihlava--------Znojmo-----Haugsdorf/A/------Horn-------Gföhl
Wyjeżdżamy samochodem z jednym rowerem na dachu samochodu marki Polonez, drugi rower ma czekać na nas Austrii. Przejeżdża,my swobodnie granicę polsko-czeską w Jakuszycach i dalej przez Czechy. W Znojmie, przez kolejne przejście graniczne, wjeżdżamy do Austrii. Jedziemy przez czyściutkie wsie i miasteczka. Zaciekawia nas fakt, że nigdzie nie widzimy dzieci, a to przecież wakacje. W ogóle wszędzie jest dość pustawo, co kontrastuje z polskimi miejscowościami.
W Gföhl, małym miasteczku wielkości Wlenia, mamy przymusowy postój spowodowany awarią samochodu. Podczas oczekiwania na kolegę Stanisława J. zwiedzamy dokładnie miejscowość i jesteśmy legitymowani przez policję, których zaciekawia nasz rower na dachu i polska rejestracja. Podejrzewam, że wzięto nas za złodziei rowerów, wniosek nasuwa się sam – nasi rodacy nie cieszą się tutaj zbyt dobrą opinią. Policjanci, przyzwyczajeni do „gastarbeiterów”, nie mogli uwierzyć, że my po prostu przyjechaliśmy w celach wybitnie turystycznych i, że rower górski można kupić w Polsce. Kontrola i konwersacja przebiegły w miłej atmosferze i policjanci, życząc nam powodzenia, odjechali.
Po przyjeździe kolegi okazało się, że nasze auto po prostu się przegrzało i wymagało jedynie ochłodzenia. Wspólnie dojechaliśmy do wioski w okolicy Gföhl, gdzie po zakrapianej kolacji z sympatycznym austriackim gospodarzem, Kurtem oraz Staśkiem i jego kolegą, poszliśmy spać.
14.07.1994 /czwartek/ 77,4 km
Statystyka: cz.jazdy – 6 godz.43 min przec.szyb. – 11,5 km/godz max szyb. – 51,4 km/godz
Schiltern – Langelois – Krems – Dürnstein – Weissenkirchen – Weinzierl – Nöhangen – Untermeisling
Wyjeżdżamy rano na rowerach, ja z lekkim wczorajszym kacem, ciepło. Jedziemy w kierunku Schiltern, po drodze widzimy mały, uroczy, wiejski kościółek /Kapelle/ i jak wiele innych w Austrii, bardzo ładny dom.
Robię zdjęcia, a później rozmawiamy ze starszym Austriakiem i jego córką. On też po raz pierwszy spotkał polskich turystów, bo dotychczas miał do czynienia tylko z polskimi pracownikami. Sympatyczny, starszy pan poczęstował nas napojami i pojechaliśmy dalej poprzez Schiltern do Langelois. W tym miasteczku zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek, a następnie pojechaliśmy drogą na Krems. Ostre, palące słońce, pocimy się i dużo pijemy.
Krems, bardzo ładne miasto, wielkości Jeleniej Góry, posiada mnóstwo tras rowerowych i oczywiście rowerzystów. Chodzimy trochę po sklepach, Marek jest trochę rozczarowany brakiem osprzętu i gier na Amigę. Krótki posiłek /Wurstsemmel/ przy sklepie Konsum oraz spacer pięknym deptakiem.
Wsiadamy na rowery i wjeżdżamy do raju dla rowerzystów, trasę rowerową wzdłuż Dunaju /Dolina Wachau/. Przejeżdżamy urocze miasteczko – Dürnstein i docieramy do Weissenkirchen, tam niestety musimy zboczyć z trasy rowerowej i skręcić na Weinzierl. Była to prawdziwa droga przez mękę. Marek określił to jako drogę na zabój. Trzeba było przez 4,5 kilometra praktycznie przez cały czas prowadzić rowery, na dodatek skończyły się nam napoje. W Nöhangen zachciało mi się skrócić drogę i na tym rzekomo krótszym, turystycznym szlaku, bardzo mało uczęszczanym, straciliśmy kolejną godzinę, gubiąc i odnajdując właściwą drogę. Wreszcie dotarliśmy do Untermeisling, gdzie w pierwszym budynku poprosiliśmy o wodę i ..... bardzo nam smakowała. Zrobiło się już ciemno, nie mogliśmy dalej jechać na rowerach, więc poprosiłem telefonicznie kolegę Stanisława, który zawiózł nas do naszej bazy w Schiltern.
Zaimponowała mi bardzo postawa mojego syna Marka, który spisał się po bohatersku, bijąc wszystkie swoje rekordy wytrzymałości.
15.07.1994 /piątek/ 56,2 km
Statystyka: cz.jazdy – 3 godz.39 min przec.szyb. – 15,35 km/godz max szyb. – 42,4 km/godz
Weissenkirchen – St.Michael – Spitz – Melk – Weissenkirchen
Do Weissenkirchen dojechaliśmy samochodem, tam go zostawiliśmy i dalej już na rowerach kontynuujemy wycieczkę piękną trasą doliny Wachau. Krótki odpoczynek przy kościółku w St.Michael, gdzie robimy sobie zdjęcia na tle pięknego, modrego Dunaju. Troszkę dalej zanurzamy nogi w tej rzece i odświeżamy się.
Ładna pogoda, dużo turystów na trasie i mnóstwo morelowych sadów, z których oczywiście skorzystaliśmy. Pokrzepieni dojeżdżamy do Melku, to ładne miasteczko ze wspaniałym opactwem benedyktyńskim w barokowym stylu. W miejscowej restauracji jemy wreszcie porządny obiad z deserem /216 ATS/, a obok nas spożywa swój posiłek dwóch Polaków, ale raczej nie turystów.
Powrotna droga upłynęła nam dość szybko, gdyż poganiał nas drobny deszczyk, który spowodował wyludnienie trasy rowerowej, ale my ludzie ze Wschodu, zahartowani, nic sobie z niego nie robiliśmy jadąc dalej, raz tylko zatrzymaliśmy się na malutkiej stacyjce kolejowej.
Austriacy mają wspaniałą sieć kolejową, wszędzie czyściutko i nie widać, żeby ktoś tego pilnował. Można tylko pozazdrościć.
W Weissenkirchen kończymy rowerową część naszej austriackiej eskapady.
sobota, 16 lipca 1994
Subskrybuj:
Posty (Atom)