poniedziałek, 15 października 2001

Tour de commune Wleń 2001

ok. 80 km / 2 dni /

Dzień I

2001-10-07 / niedziela / ok. 40 km

Wleń – Nielestno – Czernica – Strzyżowiec – Pilchowice(zapora) – Pokrzywnik – Maciejowiec – Wojciechów – Radomice – Łupki – Wleń

Piękna, słoneczna pogoda ze wspaniałą jesienną kolorystyką, potem lekkie zachmurzenie. Wyjeżdżam o 9.00 do Nielestna, gdzie skręcam w lewo na Czernicę. Jadę spokojną, wąską drogą, wzdłuż której w dole płynie mała rzeczka Lipka(Chrośnicki Potok), która w tym roku narobiła trochę szkód w Czernicy i w Nielestnie. W Czernicy skręcam w prawo w asfaltową, wąską drogę na Strzyżowiec. Pnie się ona tak mocno pod górę, że trzeba niekiedy zsiąść z roweru i go prowadzić. W połowie tej drogi osiągam kulminację i podziwiam w jesiennej scenerii widok leżącego w dole Strzyżowca i zabudowania Tarczyna. Następnie w dół do wsi, a potem ruchliwą drogą w kierunku Jeleniej Góry, około 1 km. W górnym Strzyżowcu odbijam w prawo leśną drogą oznaczoną niebieskimi i zielonymi znakami i docieram poprzez błotniste odcinki do mostu kolejowego przy zbiorniku Pilchowickim. Tutaj spotykam dużo wędkarzy i ich pojazdy i poprzez parę minut, stojąc na środku mostu kontempluję piękne widoki. Trochę dalej znajduje się zdewastowany, pokryty wieloma napisami, przystanek PKP – Pilchowice Zapora. Wśród napisów dwa szczególnie zwracają moją uwagę: „Nie kradnij. Władza nie znosi konkurencji”: „Nie pij w czasie jazdy, po co ma się rozlać”. Przejeżdżam przez zaporę tuż obok ośrodka WOPR i jadę lekko pod górę leśną drogą, wysokim brzegiem zbiornika i potem płaskim odcinkiem dojeżdżam do Pokrzywnika, gdzie już drogą asfaltową przejeżdżam przez Maciejowiec do Wojciechowa. W pobliżu Wojciechowa po prawej stronie kopalnia bazaltu. Stamtąd w dół do wsi, gdzie wjeżdżam na ruchliwą drogę do Lwówka. Tuż obok kościoła sklep, kupuję piwo Lech(2,60) i pijąc na ławce przed sklepem obserwuję ludzi wychodzących z kościoła, nie spieszących się, korzystających z ładnej niedzieli. Za sklepem skręcam w prawo i polną, wznoszącą się do góry drogą, jadę do Radomic. Po drodze obserwuję pracujący kombajn, który usiłuje coś wydobyć z kompletnie przerośniętego i położonego zboża. Zaczyna się chmurzyć, przyspieszam, osiągam Radomice i potem w dół do Łupek, a tam już główną drogą do Wlenia. W domu jestem około 13.00. Po południu zaczęło lekko padać.



Dzień II

2001-10-14 / niedziela / ok. 40 km

Wleń – Łupki – Marczów – Przeżdziedza – Górczyca – Radomiłowice – Bełczyna – Rząśnik – Janówek – Czenica – Wleń

Pogoda wspaniała, podobnie jak tydzień temu. Tym razem wyjeżdżam o 8.30 w kierunku na Łupki, gdzie skręcam z asfaltówki w polną drogę, słabo oznaczoną żółtymi znakami. Ten odcinek okazał się najtrudniejszy, co zmuszało niekiedy do zejścia z roweru. W Marczowie oryginalnie usytuowany budynek nr 80, otoczony z trzech stron rzeczką Osną, jakby fosą. Na moment zatrzymuję się na moście na Bobrze i obserwuję jak człowiek zmusił rzekę aby pracowała na jego rzecz (mała elektrownia wodna). Od Przeździedzy na Górczycę ostry podjazd pod górę i potem lekko w dół. Od Górczycy do Radomiłowic dość płasko, przyjemna droga, równa asfaltówka i bardzo mały ruch. Podobnie na odcinku Radomiłowice – Bełczyna. Od Bełczyny w kierunku na Rząśnik nadal asfaltówką, ale już węższą i znacznie gorszej jakości, co bardziej szkodzi samochodowym resorom niż rowerowi. Początkowo pod górę a potem już dość długi zjazd do Rząśnika. Tam w sklepie na rozstaju dróg chwila odpoczynku przy kuflowym piwie (2 zł.). W samym sklepie spory ruch, jednak większość transakcji przebiega bezgotówkowo, co polega na odpowiednich wpisach do zeszytu. Nawiasem mówiąc ten zeszyt mógłby być dla socjologa ciekawym materiałem badawczym, mówiącym dużo o ekonomicznej sytuacji tutejszych mieszkańców. W tymże Rząśniku na budynku nr 25 zachowała się, co jest dość dziwne, pamiątkowa tablica poświęcona pamięci zabitego, ówczesnego Komendanta Posterunku MO – Władysława Jarzęckiego. Data śmierci jest dla mnie osobiście bardzo znamienna, dzień przed moim urodzeniem – 30.09.1950 r. Od Rząśnika ostro pod górę serpentynami ze wspaniałymi widokami, aż do Przełęczy Rząśnickiej (ok.480m.n.p.m) Potem ładny zjazd, mijam Janówek i dojeżdżam do Czernicy. Przy mostku na Lipce skręcam w polną drogę, dość dobrze oznakowaną czarnymi znakami. Początkowo ostro pod górę, potem już bardziej płasko. Droga niezła z pięknym widokiem na pasmo Karkonoszy. Na trasie samotny, niezbyt chwalebnie osławiony, dom, w którego wnętrzach i w pobliżu doszło w 1997 roku do gangsterskich porachunków, zakończonych śmiercią trzech młodych mieszkańców Wlenia. Obecnie ten dom wydaje się zamieszkany, gdyż jest odnowiony, a jego obejścia strzegą dwa potężne brytany. Trochę dalej szczególne dla mnie miejsce, przypominające inne przykre już bardziej osobiste zdarzenie, gdzie w 1990 roku Marcin złamał nogę.
Z oddali widać już wleńską wieżę zamkową i po krótkim zjeździe w dół jestem już w miasteczku i w domu około 12.20.