Trasa: Maciejówka – Kaczorów – Płonina – Bolków – Świny - Gorzanowice – Bolków – Mysłów – Lipa – Dobków – Stara Kraśnica – Dziwiszów – Maciejowa - Maciejówka
Ranek zimny, zaledwie kilka stopni powyżej zera, co jak na czerwiec jest wyjątkowo niską temperaturą. Ciepło ubrany, wyjeżdżam z domu około 7 – mej, pozostawiając w nim Iwonkę, Olę, ciocię Krystynę i zwierzęta - psa Cliforta i koty – Blackiego, Kubę i maleńkiego Jessa. Do Kaczorowa jadę główną drogą, po której pomimo wczesnej pory i niedzieli porusza się już wiele samochodów. Odcinek od Kaczorowa do Bolkowa to już zupełnie dziewicza dla mnie trasa, prowadząca przez wieś Płoninę. Godna polecenia dla wszystkich rowerzystów, którzy nie lubią jeździć w tłumie innych pojazdów silnikowych. Początkowo dość długi, stromy i trudny podjazd, a potem równie długi i dość niebezpieczny, z uwagi na nierówności asfaltu, zjazd prawie do samego Bolkowa. Po drodze widziałem kilka, ładnie zagospodarowanych, zbiorników wodnych.
Miasteczko wyludnione, ale przecież to dopiero wpół do dziewiątej i dlatego brama na Zamek jeszcze zamknięta, z tabliczką, że pilnujący pies jest zły i głodny, Może Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt powinno zainteresować się tym swoistym przykładem dręczenia biednego zwierzęcia. Na dostępnym dziedzińcu zamkowym robię kilka fotek i nie czekając godz. 9–tej jadę dalej.
Przejeżdżam przez rynek, a właściwie prowadzę rower, gdyż „końskie łby” nie są najlepszą nawierzchnią dla rowerzysty. Krótko po 9-tej rynek nagle zaludnia się mieszkańcami, wychodzącymy akurat z kościoła.
Parę kilometrów dalej, w kierunku na Jawor, wieś Świny ze swoją największą atrakcją turystyczną czyli dobrze zachowanymi ruinami Zamku. Niestety jeszcze zamknięty, obiekt jest prywatny, a właściciel udostępnia go odpłatnie dopiero od 12 –tej. Pozostało mi tylko sfotografować z zewnątrz szacowne mury i stwierdzić, że obydwa zamki nie były zbyt przyjazne dla tak rannego turysty jak ja. Jeszcze jedna ciekawostka, a właściwie legenda dotycząca tych zabytków, która mówi, że obydwa zamki są polączone podziemnym przejściem.
Nie mam dokładnej mapy tych okolic i jadę na przysłowiowego nosa, co nie zawsze skutkuje pełną realizacją zamierzonej trasy, ale za to dostarcza innych atrakcji. W taki właśnie sposób znalazłem się w Gorzanowicach, małej wsi, a następnie ponownie w Bolkowie. Stamtąd do Mysłowa znów jadę główną drogą na Jelenią Górę w hałaśliwym towarzystwie powracających z długiego weekendu samochodów i głośnych motocykli. Jeden z pojazdów, powracający z Karpacza, bus z Augustowa zatrzymuje się i kierowca pyta mnie o drogę. Parę minut rozmowy wywołały we mnie wspomnienia związane z tym miastem. - Koniec lat sześćdziesiątych, sierpień i nas trzech, młodych ludzi dwa tygodnie pod namiotem na półwyspie „Goła Zośka” nad jeziorem Białym, były to piękne, beztroskie dni. Jeden z nas, Krzysiek B. niestety już nie żyje „Abit, non obiit”.
Jest już dużo cieplej więc robię krótki postój i przebieram się. W okolicach Mysłowa widzę dopiero pierwszego rowerzystę i zjeżdżam na boczną drogę do Dobkowa. Bardzo chce mi się pić, a w tej miejscowości są trzy sklepy i , zupełnie tego nie rozumiem, wszystkie będą dopiero otwarte od 14-tej. Na szczęście, młode małżeństwo, pracujące przy budowie swojego domu, zaspakaja moje pragnienie, ofiarując butelkę wody mineralnej. Niedaleko wsi Dobków spotykam sympatycznego, w średnim wieku, rowerzystę z Jawora. Przez kilka minut jedziemy razem wymieniając się naszymi spostrzeżeniami dotyczącymi naszych rowerowych wojaży. Potem nasze drogi się rozchodzą, kolega wraca do Jawora, a ja w kierunku Starej Kraśnicy i dalej na Jelenią. Początkowo łagodnie, potem lekko pod górę, a już w okolicach Podgórek skończyły się żarty – ostry i długi podjazd do samej Kapeli. Następny etap jest mi doskonale znany, to długi zjazd do Dziwiszowa, a potem boczną drogą, obok „Chatki Niedźwiadka” do Maciejowej. W domu jestem około 15 – tej.