niedziela, 30 maja 2010

Rudawy Janowickie 2010

30.05.2010 / niedziela / 45 km czas jazdy–3 godz. 15 min. przec. 14 km/godz

Trasa: Maciejówka – Wojanów – Łomnica – Mysłakowice – Kostrzyca - Mysłakowice – Kowary – Gruszków – Strużnica – Karpniki – Trzcińsko – Maciejówka

Prognoza pogody na niedzielę nie odbiegała dużo od typowej dla maja tego roku – czyli chłodno i deszczowo. Mam nieodparte wrażenie, że trochę w tej naszej pogodzie zamieszał pewien wulkan z Islandii, któremu akurat zachciało sie uaktywnić tej wiosny.
Wyjeżdżam z domu o wpół do ósmej, są chmury, ale nie pada, około 12 stopni ciepła. Pomiędzy Maciejową a Wojanowem przebiega granica pomiędzy miastem Jelenia Góra, a gminą Mysłakowice, ale żeby o tym się przekonać należy zejść z roweru albo wysiąść z samochodu aby dojrzeć, szczelnie zakrytą bujną roślinnością, tablicę z nazwą dawnego miasta wojewódzkiego. Czyżby ta zarośnięta tablica była jakimś symbolem degradacji tego „bajecznego” miasta.

W okolicach Wojanowa zaczyna lekko padać, a potem już intensywnie. Wraz z moim towarzyszem wyprawy – Czesławem S. chronimy się przed deszczem pod wiatą przystanku w Łomnicy i mamy dylemat, czy wracać czy też trochę poczekać. Na szczęście, po niecałej godzinie przestaje padać i możemy dalej jechać. Mijane po drodze miejscowości począwszy od Wojanowa, poprzez Łomnicę, Mysłakowice i Kostrzycę są właściwie połączone w jedną, podmiejską aglomerację, podzieloną sztucznie administracyjnie. Po drodze mijamy mnóstwo różnych firm usługowych i produkcyjnych co świadczy o ożywionej działalności gospodarczej chociaż cześć z tych obiektów może już być wyłączona, a ich oferta zdezaktualizowana. W Kostrzycy, w dość niepozornym budynku, mieści się salon piękności dla psów „Łapa”.
Nie wjeżdżając do centrum Kowar jedziemy przez Wojków w kierunku Gruszkowa. Władze Kowar są najwidoczniej przekonani że wszyscy korzystający z ich dróg mają GPS-y, gdyż nawet nie umieścili tablicy kierunkowej na tak ważnym skrzyżowaniu. Podobna uwaga do tych, którzy tworzyli trasy rowerowe w Rudawach Janowickich, bardzo kiepskie oznakowanie, szczególnie rzuca się w oczy brak tablic z kierunkami i czasami przejazdów poszczególnych odcinków. Proponuję wybrać się na przykład do gminy Jeżów Sudecki i tam naocznie sprawdzić jak wygląda prawidłowe oznakowanie.
Dzwonię do domu, Ola po wczorajszym, pełnym wrażeń dniu, nie może się doczekać kiedy wrócę i będziemy sie razem bawić. Tutaj role są podzielone, mama jest od tych spraw najważniejszych, a szczególnie jej obecność jest niezbędna w okresie choroby. Natomiast tata jest od zabawy i może trochę od nauki.
Pomiedzy Wojkowem, czyli dzielnicą Kowar a Gruszkowem małe, sympatyczne źródełko „Jola”, gdzie robimy sobie zdjęcia.

Jadąc dalej spotykamy grupę rowerzystów, którą mój kolega, będący w świetnej formie, wyprzedza i czeka na mnie na przełęczy Karpnickiej. Ja w tym sezonie przejechałem niestety dużo mniej kilometrów od niego i moja kolarska siła jeszcze nie jest na swoim normalnym poziomie. Po kilkudziesięciu minutach męczącej jazdy pod górę spotykamy grzybiarzy, którzy z dumą pokazują nam swoje zbiory, w których są i prawdziwki. Można tylko z pewnym sarkazmem stwierdzić, że będzie to rok korzystny, ale raczej tylko dla grzybów.
Około południa docieramy do schroniska „Szwajcarka”, gdzie widać nielicznych turystów. Po wysiłku fizycznym marzyło nam się piwo, ale schronisko nie ma koncesji na ten napój i trzeba było zadowolić się „drogą” wodą mineralną.

Czarne chmury wiszące nad nami powodują, że jesteśmy zmuszeni skorygować nasze plany i znacznie skrócić wyprawę. Zjeżdżamy do Trzcińska, gdzie się rozstajemy. Czesław na swoje Zabobrze, a ja skrótem obok stacji PKP w Trzcińsku, następnie polną drogą do swojej Maciejówki, gdzie przy akompaniamencie drobnego deszczyku, jestem około 13-tej.