Te dwa ostatnie dni to słoneczna i czasami trochę wietrzna pogoda i chłodne poranki. Wspaniale widać Karkonosze, które jeszcze ośnieżone sprawiają wrażenie jakby były bardzo blisko. To na prawdę duże szczęście mieszkać w Jeleniej Górze od dzieciństwa i móc codziennie obcować z takim krajobrazem.
Iwonka określiła swoje rodzinne miasto jako "bajeczne" i może rzeczywiście jest w nim coś, co powoduje, że można się w nim zakochać. Ja mam teraz przez to trochę "rozdartą duszę", z jednej strony Wleń i kilkanaście, w zdecydowanej większości, szczęśliwych lat i od prawie dwóch lat Jelenia, gdzie urodziły się najbliższe teraz mojemu sercu kobiety. Trudno jest być w dwóch miejscach na raz, nie tylko fizycznie ale i psychicznie, więc nieuchronnie zbliża się pora wyboru i podjęcia decyzji o jednym miejscu zamieszkania.
To tyle o moich osobistych rozterkach, przejdźmy teraz do innych osób i zdarzeń.
Sobota - to przede wszystkim dwa wydarzenia, 28 urodziny Marcina uświęcone wspólnym, rodzinnym obiadem u jego teściów w Lwówku oraz pierwszy, samodzielny wypiek chleba razowego przez Iwonkę. Debiut wypadł wspaniale, więc wypieki na pewno będą kontynuowane.
Niedziela - to 26 lat Marka i międzynarodowy dzień Ziemi. Te dwa wydarzenia uczciłem na spacerze z Olą przebiegnięciem wokół tzw. stawu Maćka 15 okrążeń co w przybliżeniu wyniosło około 3,5 km, bo na tyle pozwoliła mi Ola, a właściwie jej sen.
Najmłodsza Rudowska jest dzieckiem wybitnie towarzyskim, uśmiechającym się z ufnością do wszystkich i z każdym dniem staje się coraz bardziej mobilna także już nie można spuszczać z niej wzroku, bo jej ulubiona zabawa to wyrzucanie zabawek z łóżeczka , podciąganie się na kolankach i obserwacja tego, co jest na podłodze. Próbuje przy tym już wstawać i przechylać się co grozi upadkiem.
Babcia Lucyna, która jutro przyjedzie, będzie teraz musiała dużo więcej uwagi poświęcać swojej ukochanej "kruszynce".
niedziela, 22 kwietnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz