niedziela, 25 lipca 2010

Góry Izerskie 2010

25.07.2010 / niedziela / 104 km

czas jazdy–6 godz. 50 min. przec. 15,1 km/godz


Trasa: MaciejówkaDworzec PKP Jelenia GóraStacja kolejowa w Jakuszycach – Jizerka/cz/ – Smedava – Predel – Nove Mesto – Czerniawa Zdrój – Świeradów Zdrój – Rozdroże Izerskie – Górzyniec – Piechowice – Wojcieszyce – Jelenia Góra - Maciejówka


Dość chłodno i mglisto. Z Czesławem S. spotykamy się na ładnie odnowionym jeleniogórskim dworcu kolejowym. Pomimo wczesnych godzin na stacji widać kilkadziesiąt osób, które zamierzają spędzić niedzielę turystycznie. Bezpośrednio do Jakuszyc, tak to już prawda, jedziemy ładnym, funkcjonalnym szynobusem, należącym do dolnośląskiego urzędu marszałkowskiego. Dzięki niemu reaktywowano po wielu latach linię kolejową do Czech przez Jakuszyce. Jedziemy, oglądamy piękne widoki, a obok nas nasze stalowe rumaki.

Od Jakuszyc już na rowerach jedziemy w kierunku do czeskiej Jizerki przez drewniany, graniczny most na Izerze.

Za mostem strome podejście w górę, czeskie tablice radzą prowadzić rowery i tu sie z nimi w zupełności zgadzamy, gdyż jazda jest niemożliwa. Nie chciało nam się dokładniej popatrzeć w mapę i poszliśmy na przysłowiowego nosa, na skutek czego trochę pobłądziliśmy i zaliczyliśmy parę dodatkowych kilometrów leśnymi drogami.

Im wyżej to coraz gęstsza mgła i wilgoć, która przenika wszystko, nawet unieruchamia na kilkanaście minut licznik rowerowy. W tej mgle dojeżdżamy do Smedavy, ktora jest jakby czeskim odpowiednikiem naszych Jakuszyc. Zwykle, a już w szczególności w niedzielę jest tu mnóstwo ludzi, korzystających na rowerach lub pieszo, a w zimie na nartach biegowych, z gęstej sieci szlaków turystycznych. Niestety, teraz przy tej mgle i bardzo małej widoczności jest ich znacznie mniej.

Po krótkim odpoczynku jedziemy oznakowaną, asfaltową trasą w kierunku na Czerniawę, gdzie przekraczamy granicę. Następnie podjazd do Świeradowa, tam odpoczynek w jednej z licznych tu restauracji i poprzez Rozdroże Izerskie, Górzyniec i Piechowice jak najszybciej do domu.










poniedziałek, 21 czerwca 2010

Pogórze Izerskie 2010

20.06.2010 / niedziela / 94,5 km czas jazdy–6 godz. 1 min. przec. 15,6 km/godz

Trasa: Maciejówka – Cieplice – Wojcieszyce – Kromnów – Stara Kamienica – Nowa Kamienica – Grudza – Rębiszów – Mirsk – Karłowiec – Karłowice – Gryfów Śląski – Radoniów – Chmieleń – Pasiecznik – Rybnica – Jelenia Góra - Maciejówka

Bardzo chłodny jak na tę porę roku poranek, około 7 stopni, na szczęście nie zamierza padać. Wyjazd o 7.30. i szybka półgodzinna jazda do przystanku MZK przy zajezdni przy ul. Wolności, gdzie już czeka na mnie Czesław S. Po krótkim odpoczynku już razem jedziemy przez Cieplice do Wojcieszyc, dużej wsi, około 1000 mieszkańców, dużo nowych domów obok starych zabudowań. Zatrzymujemy się przy Kościele pod wezwaniem Świętej Barbary, jest niedziela, kilka minut przed mszą, sporo ludzi przed i w kościele. Parę minut poświęcamy na skupienie i modlitwę, robimy kilka zdjęć i dalej w drogę.

Trochę rowerowej wspinaczki i mała miejscowość Kromnów, dużo starych, opuszczonych domów, niektóre wystawione na sprzedaż. Gmina Stara kamienica zadbała o odpowiednie oznakowanie tras rowerowych i chyba nie tylko o to, gdyż mimo niedzieli zauważyliśmy, przejeżdżając przez stolicę gminy, otwarty punkt informacji turystycznej.

Około 11-tej jesteśmy w Mirsku - małym miasteczku, około 4 000 mieszkańców, niegdyś sporo zakładów pracy i klub piłki nożnej w III lidze. Po transformacj ustrojowej jak większość podobnych miasteczek mocno podupadło. Przed ratuszem rozmawiamy z będacym w naszym wieku mieszkańcem Mirska. Okazało sie, że mamy wspólne zainteresowania – wyprawy rowerowe i jazdę na nartach biegowych. Po wymianie doświadczeń opuszczamy te dość zaniedbane miasteczko.

W okolicach Karłowic przeprawiamy się na drugi brzeg Jeziora Złotnickiego korzystając z długiej kładki dla pieszych i rowerzystów. Dawniej, o tej porze, brzegi tegoż jeziora były okupowane przez mnóstwo ludzi, którzy przyjeżdżali tutaj na wypoczynek. Obecnie swoistym „signum temporis” jest wiele opuszczonych, częściowo zdewastowanych, domków campingowych. Na kładce trójka wędkarzy, jesteśmy akurat świadkami udanego połowu dużego, około 1 kg, szczupaka. Gratulujemy zdobyczy i już jesteśmy na drugiej stronie. Kilkaset metrów leśnej ścieżki, trudnej i stromej, co zmusza do zejścia z roweru.

Do Gryfowa wjeżdżamy od strony osiedla nowych, ładnych budynków, zbudowanych najczęściej za ciężko zapracowane pieniądze przez naszych „gastarbeiterów” w Niemczech lub Austrii. Przed ładnie odnowionym ratuszem w Gryfowie wystawa fotografii wszystkich pereł naszej Kotliny Jeleniogórskiej to jest zamków i pałaców. Wśród nich pamiętny dla mnie i Iwonki oraz Oli – pałac „Paulinum”, gdzie 14 października 2006 roku świętowaliśmy nasz ślub i chrzest naszego dziecka/ ten fragment musiałem odczytać Oli, która bardzo interesowała sie, co tata pisze /. Na rynku dość spory ruch, dużo ludzi łączy niedzielny spacer z obywatelskim obowiązkiem – uczestnictwa w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej. Natomiast niektórzy z mieszkańców wyglądali na bardzo „zmęczonych” na skutek nadużycia pewnych trunków.

Z Gryfowa do Jeleniej jechało się bardzo dobrze pomimo dużego ruchu samochodów i licznych motocykli. Droga w przeważającej części pozwala rowerzyście na swobodny zjazd, są tylko nieliczne podjazdy. Pewnego rodzaju ciekawostką geograficzno-administracyjną tej trasy jest fakt, że na długości około 25 kilometrów przejeżdża się przez pięć gmin / Gryfów Śląski, Lubomierz, Stara Kamienica, Jeżów Sudecki i Jelenia Góra /.
W domu jestem o 15.30, i pomimo sporego dystansu i dobrego tempa nie jestem zbytnio zmęczony. Pozostał nam jeszcze rodzinny spacer do naszego lokalu wyborczego, w którym Ola wrzuciła do urny nasze kartki do głosowania. A ja ? jak głosowałem ? No cóż – wybrałem młodość.

niedziela, 30 maja 2010

Rudawy Janowickie 2010

30.05.2010 / niedziela / 45 km czas jazdy–3 godz. 15 min. przec. 14 km/godz

Trasa: Maciejówka – Wojanów – Łomnica – Mysłakowice – Kostrzyca - Mysłakowice – Kowary – Gruszków – Strużnica – Karpniki – Trzcińsko – Maciejówka

Prognoza pogody na niedzielę nie odbiegała dużo od typowej dla maja tego roku – czyli chłodno i deszczowo. Mam nieodparte wrażenie, że trochę w tej naszej pogodzie zamieszał pewien wulkan z Islandii, któremu akurat zachciało sie uaktywnić tej wiosny.
Wyjeżdżam z domu o wpół do ósmej, są chmury, ale nie pada, około 12 stopni ciepła. Pomiędzy Maciejową a Wojanowem przebiega granica pomiędzy miastem Jelenia Góra, a gminą Mysłakowice, ale żeby o tym się przekonać należy zejść z roweru albo wysiąść z samochodu aby dojrzeć, szczelnie zakrytą bujną roślinnością, tablicę z nazwą dawnego miasta wojewódzkiego. Czyżby ta zarośnięta tablica była jakimś symbolem degradacji tego „bajecznego” miasta.

W okolicach Wojanowa zaczyna lekko padać, a potem już intensywnie. Wraz z moim towarzyszem wyprawy – Czesławem S. chronimy się przed deszczem pod wiatą przystanku w Łomnicy i mamy dylemat, czy wracać czy też trochę poczekać. Na szczęście, po niecałej godzinie przestaje padać i możemy dalej jechać. Mijane po drodze miejscowości począwszy od Wojanowa, poprzez Łomnicę, Mysłakowice i Kostrzycę są właściwie połączone w jedną, podmiejską aglomerację, podzieloną sztucznie administracyjnie. Po drodze mijamy mnóstwo różnych firm usługowych i produkcyjnych co świadczy o ożywionej działalności gospodarczej chociaż cześć z tych obiektów może już być wyłączona, a ich oferta zdezaktualizowana. W Kostrzycy, w dość niepozornym budynku, mieści się salon piękności dla psów „Łapa”.
Nie wjeżdżając do centrum Kowar jedziemy przez Wojków w kierunku Gruszkowa. Władze Kowar są najwidoczniej przekonani że wszyscy korzystający z ich dróg mają GPS-y, gdyż nawet nie umieścili tablicy kierunkowej na tak ważnym skrzyżowaniu. Podobna uwaga do tych, którzy tworzyli trasy rowerowe w Rudawach Janowickich, bardzo kiepskie oznakowanie, szczególnie rzuca się w oczy brak tablic z kierunkami i czasami przejazdów poszczególnych odcinków. Proponuję wybrać się na przykład do gminy Jeżów Sudecki i tam naocznie sprawdzić jak wygląda prawidłowe oznakowanie.
Dzwonię do domu, Ola po wczorajszym, pełnym wrażeń dniu, nie może się doczekać kiedy wrócę i będziemy sie razem bawić. Tutaj role są podzielone, mama jest od tych spraw najważniejszych, a szczególnie jej obecność jest niezbędna w okresie choroby. Natomiast tata jest od zabawy i może trochę od nauki.
Pomiedzy Wojkowem, czyli dzielnicą Kowar a Gruszkowem małe, sympatyczne źródełko „Jola”, gdzie robimy sobie zdjęcia.

Jadąc dalej spotykamy grupę rowerzystów, którą mój kolega, będący w świetnej formie, wyprzedza i czeka na mnie na przełęczy Karpnickiej. Ja w tym sezonie przejechałem niestety dużo mniej kilometrów od niego i moja kolarska siła jeszcze nie jest na swoim normalnym poziomie. Po kilkudziesięciu minutach męczącej jazdy pod górę spotykamy grzybiarzy, którzy z dumą pokazują nam swoje zbiory, w których są i prawdziwki. Można tylko z pewnym sarkazmem stwierdzić, że będzie to rok korzystny, ale raczej tylko dla grzybów.
Około południa docieramy do schroniska „Szwajcarka”, gdzie widać nielicznych turystów. Po wysiłku fizycznym marzyło nam się piwo, ale schronisko nie ma koncesji na ten napój i trzeba było zadowolić się „drogą” wodą mineralną.

Czarne chmury wiszące nad nami powodują, że jesteśmy zmuszeni skorygować nasze plany i znacznie skrócić wyprawę. Zjeżdżamy do Trzcińska, gdzie się rozstajemy. Czesław na swoje Zabobrze, a ja skrótem obok stacji PKP w Trzcińsku, następnie polną drogą do swojej Maciejówki, gdzie przy akompaniamencie drobnego deszczyku, jestem około 13-tej.