z Markiem
Rowerem ok. 70 km
6.8.2000/ niedziela /
Wleń -----Świeradów Czerniawa/gr.przejście/------Frydlant/Cz/-Andelka/gr.przejście/-Lutogniewice/PL/-Krzewina/PL/-Ostritz/D//gr.przejście/-Marienthal-Zittau-Porajów/PL//gr.przejście/-Hradek n.Nisou/Cz//gr.przejście/-Kpoaczów/PL/-Bogatynia/gr.przejście/-Frydlant/Cz/--------Zawidów/PL//gr.przejście/------Platerówka------Wleń
Wyjeżdżamy samochodem ok. 8.30 do Frydlantu przez przejście graniczne w Czerniawie /dzielnica Świeradowa/. Rowery na dachu samochodu, a my w środku. Pogoda w sam raz, ani za ciepło, ani za zimno. Zostawiamy auto w centrum małego, czeskiego miasteczka – Frydlantu i stamtąd, już na rowerach do Andelki, gdzie utworzono nowe turystyczne przejście. Niestety, brak jakiegokolwiek oznakowania jak tam dojechać, pozostaje pytać się miejscowych. Po krótkiej rozmowie z sympatycznym i nudzącym się żołnierzem naszej Straży Granicznej przekraczamy granicę i wjeżdżamy do pobliskich Lutogniewic, dalej Krzewina i następne przejście turystyczne do niemieckiego Ostritz.
Stamtąd, dobrze oznakowaną ścieżką rowerową wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry, jedziemy do pięknego zespołu klasztornego Mariethal, gdzie robimy półgodzinny postój i zwiedzamy. Wśród zwiedzających przeważają Niemcy w starszym wieku, Polaków nie widać. Ma tu swoją siedzibę najstarszy zakon żeński – Cysterki w Niemczech. Żyją one w tych murach, według reguły św. Benedykta, nieprzerwanie od 1234 roku.
Po spożyciu batonów „Snickers” jedziemy dalej piękną trasą rowerową do samego Zittau. Po drodze widać wielu wielu rowerzystów, przeważnie Niemców. W Zittau przekraczamy znów granicę i wjeżdżamy do Porajowa, kawałeczek Polski i następne przejście do czeskiego Hradka n.Nisou. Tam jemy bardzo dobry obiad /z piwami i kawą – ok.40 zł/ i wracamy przez te same przejście do Polski.
Po czeskiej stronie dość dobrze oznakowana trasa rowerowa, niestety brak takowej po polskiej stronie. Podobnie brakuje tablic informujących o odległościach do danej miejscowości, a w Czechach są. Jedziemy przez Kopaczów, rozciągniętą wieś graniczną, raczej ubogie domy, gdzieniegdzie w starych murach nowe, plastikowe okna. Dalej już asfaltową drogą wśród samochodów do samej Bogatyni. Widać po pięknych willach, że to najbogatsza gmina w Polsce. Oczywiście oprócz tych wysepek luksusu jest tu także dużo bloków, dość pospolitych.
Z Bogatyni ścieżką, wskazaną przez usłużnego tubylca, docieramy do przejścia granicznego i po kilku kilometrach jesteśmy z powrotem we Frydlancie, kończąc w ten sposób rowerową część naszej wyprawy. Lekko zmęczeni, ale zadowoleni ładujemy rowery na dach samochodu i jedziemy w kierunku na Zawidów. Przed samą granicą robimy alkoholowe zakupy / koniak, wódka / i już ostatnia dzisiaj granica. W sumie pokazywaliśmy 8 razy nasze paszporty na 7 przejściach granicznych.
Stamtąd, dobrze oznakowaną ścieżką rowerową wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry, jedziemy do pięknego zespołu klasztornego Mariethal, gdzie robimy półgodzinny postój i zwiedzamy. Wśród zwiedzających przeważają Niemcy w starszym wieku, Polaków nie widać. Ma tu swoją siedzibę najstarszy zakon żeński – Cysterki w Niemczech. Żyją one w tych murach, według reguły św. Benedykta, nieprzerwanie od 1234 roku.
Po spożyciu batonów „Snickers” jedziemy dalej piękną trasą rowerową do samego Zittau. Po drodze widać wielu wielu rowerzystów, przeważnie Niemców. W Zittau przekraczamy znów granicę i wjeżdżamy do Porajowa, kawałeczek Polski i następne przejście do czeskiego Hradka n.Nisou. Tam jemy bardzo dobry obiad /z piwami i kawą – ok.40 zł/ i wracamy przez te same przejście do Polski.
Po czeskiej stronie dość dobrze oznakowana trasa rowerowa, niestety brak takowej po polskiej stronie. Podobnie brakuje tablic informujących o odległościach do danej miejscowości, a w Czechach są. Jedziemy przez Kopaczów, rozciągniętą wieś graniczną, raczej ubogie domy, gdzieniegdzie w starych murach nowe, plastikowe okna. Dalej już asfaltową drogą wśród samochodów do samej Bogatyni. Widać po pięknych willach, że to najbogatsza gmina w Polsce. Oczywiście oprócz tych wysepek luksusu jest tu także dużo bloków, dość pospolitych.
Z Bogatyni ścieżką, wskazaną przez usłużnego tubylca, docieramy do przejścia granicznego i po kilku kilometrach jesteśmy z powrotem we Frydlancie, kończąc w ten sposób rowerową część naszej wyprawy. Lekko zmęczeni, ale zadowoleni ładujemy rowery na dach samochodu i jedziemy w kierunku na Zawidów. Przed samą granicą robimy alkoholowe zakupy / koniak, wódka / i już ostatnia dzisiaj granica. W sumie pokazywaliśmy 8 razy nasze paszporty na 7 przejściach granicznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz