5.06.2011 / niedziela / 67 km. czas jazdy–4 godz. 18 min. przec. 15,5 km/godz. pręd. max 40,4 km/godz.
Trasa: Maciejówka – Wojanów – Łomnica – Mysłakowice – Miłków – Głębock – Sosnówka Dolna – Podgórzyn – Cieplice – Sobieszów – Piechowice - Górzyniec – Wojcieszyce – Goduszyn- Siedlęcin Górny – Zabobrze - Maciejówka
Wyjeżdżam parę minut przed siódmą rano, piękny i jeszcze rześki poranek, bardzo mały ruch na drogach, cóż więcej trzeba dla rowerzysty. Po kilku kilometrach wita mnie piękna fasada pałacu w Wojanowie, na parkingu sporo samochodów czyli interes kwitnie.
W Mysłakowicach spotykam duże stado krów przeganianych z jednego pastwiska na drugie. Przypominają mi się wakacje w mazowieckiej, nadbużańskiej wsi, u dziadka Stefana, gdzie jako kilkunastoletni chłopiec pomagałem paść te mlekodajne zwierzęta swojemu o rok starszemu wujkowi Mietkowi. Na oborze dość oryginalny napis „Zofia Kouba to porządna obywatelka” czyżby w tej miejscowości inni mieszkańcy nie zasługiwali na takie miano, a pani K. jest chlubnym wyjątkiem.
Wieś gminna Mysłakowice zawsze zachwyca mnie swoim doskonałym położeniem z pięknymi widokami na Karkonosze. Z resztą nie tylko mnie ona się podoba, gdyż w 1831 roku te miejsce upodobał sobie na swoją letnią rezydencję ówczesny król Prus Fryderyk Wilhelm III i tu kupił pałac. Obecnie w tej bardzo malowniczej i rozległej miejscowości powstało bardzo wiele nowych domów, które dość harmonijnie współgrają ze starymi budynkami, jedynie osiedle bloków ewidentnie tu nie pasuje. Gmina ma dobrych gospodarzy, dużo inwestuje, akurat naprzeciwko Restauracji pod Dębami powstaje, współfinansowany przez Unię Europejską, duży obiekt Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej.
Miłków wita turystów zachęcającym napisem „ W Miłkowie dobrze być! W Miłkowie miło żyć! „ ale ja już dobrze znam tę miejscowość i jadę dalej.
Po kilku kilometrach zjeżdżam z głównej drogi do Głębocka i wąską asfaltówką, oznaczoną jako trasa rowerowa, przejeżdżam wioskę, po drodze widzę kilka prywatnych stawów hodowli ryb. Następnie podobną asfaltówką docieram do Sosnówki Dolnej, jadę ulicą Sadową z ładnymi, nowymi budynkami. Gmina Podgórzyn postarała się w ostatnich latach i ma dobre trasy rowerowe, chociaż przydałoby się ich lepsze oznakowanie.
Przed Cieplicami mój stary „Nikon” lekko szwankuje i w dalszej części wyprawy będzie praktycznie bez zdjęć. Na skrzyżowaniu ul. Wolności i Rynku jacyś rozbawieni młodzieńcy wywrócili w nocy pojemnik na śmieci, które teraz walają się po chodniku, i nie najlepiej świadczą o ich kulturze.
W samym uzdrowisku spory ruch, dużo ludzi wraca akurat z Kościoła, a nieliczni kuracjusze leniwie spacerują i przesiadają na ławkach. Przy ulicy Cieplickiej powstało ostatnio kilka marketów, Netto, Lidl i Biedronka. Oprócz tego trwa przebudowa, z wykorzystaniem unijnych pieniędzy trzynastu cieplickich ulic.
Między Sobieszowem a Piechowicami tablica miejscowości Jelenia Góra, a tuż za nią znak drogowy ostrzegający przed „jeleniami”. Minęło niewiele, raptem 900 lat od polowań na te zwierzęta, które dały nazwę naszemu miastu, a jelenie są ciągle obecne.
Piechowice podobnie jak Łomnica mają jedną wspólną cechę, mianowicie patroni ich głównych ulic nie bardzo pasują do IPN-owskiej poprawności politycznej, gdyż są to jeszcze PRL-owscy „święci” – gen. K. Świerczewski w Łomnicy i marszałek M. Żymierski w Piechowicach. Według mnie w tego typu nazewnictwie lepiej stosować nazwy neutralne, nie podlegające historycznym ocenom.
Robi się coraz cieplej i zaczynam już odczuwać lekkie zmęczenie. Za Goduszynem pozwalam sobie na kilka minut wypoczynku przy wodzie z Maciejówki i gorzkiej czekoladzie. Dalsza jazda to niezbyt przyjemne sąsiedztwo wielu samochodów i motocykli na ruchliwej drodze ze Szklarskiej do Jeleniej. Ostatnie kilometry okazały się najbardziej wyczerpujące, upał i dość silny wiatr ze wschodu skutecznie utrudniał normalną jazdę. Ostatecznie, około 12.10 bardzo zmęczony dotarłem do moich ukochanych dziewczyn.
To już jest jednak pewna prawidłowość, że w trakcie mojej nieobecności coś się dzieje w domu. Tym razem nasz pies Clifford wrócił z nocnej wyprawy bardzo mocno pokiereszowany, z naderwanym uchem i uszkodzonym okiem, będzie prawdopodobnie potrzebna wizyta u weterynarza.
Teraz coś poza głównym tematem, ale związane z Oleńką. Dwa tygodnie temu wybraliśmy się w czwórkę, ja, Ola, Marek i Magda w nasze najbliższe góry to jest Sokoliki w Rudawach Janowickich. Do Trzcińska dojechaliśmy samochodem, a potem już pieszo. Ola bardzo dzielnie się spisała w swojej debiutanckiej wspinaczce, jedynie na krótkim odcinku skorzystała z pomocy brata. Na samą wieżę, ustawioną na wzgórzu Sokolik /623 m./, weszła odważnie sama . Na samej górze lekki wiatr i trochę ludzi, oglądaliśmy widoki, a szczególnie, korzystając z lornetki, naszą Trzcińską i nasz dom. W ten sposób spełniło się jedno z marzeń mojej córki, ale realizacja następnego będzie znacznie trudniejsza, gdyż drugą górą, którą Ola widzi z okna swojego pokoju, jest Śnieżka- nomen omen najwyższa góra Czech.
niedziela, 5 czerwca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz