11.09.2011 r. / niedziela /
Od rana zapowiadał się piękny, słoneczny dzień, idealny na piesze wycieczki w góry, co potwierdziło się w trakcie dnia. Kilka minut po siódmej pustym autobusem linii „2” dojeżdżam do Tunelu, tam przesiadka na 4-kę i jadę do Przesieki, a właściwie jedziemy, gdyż w Cieplicach wsiadł Czesław. Rozpoczynamy nasze wędrowanie od „Chybotka” w Przesiece kierując się na żółty szlak do Borowic. Na kilka minut zatrzymujemy się przy wodospadzie Podgórnej, gdzie trójka „morsów” hartuje swoje ciała w przenikliwie zimnej wodzie.
Na szlaku pusto, ale to nic dziwnego, gdyż nie są to główne, karkonoskie trasy.
Borowice to miejscowość związana przede wszystkim z pewnym ważnym dla nas wydarzeniem z 1 września 2007 roku. To tu właśnie , w miejscowym kościółku nasze dzieci, Magda i Marek powiedziały sobie „tak”, a potem w obiektach Hotturu odbyło się przyjęcie weselne.
Opuszczamy te sympatyczne miejsce i dalej za żółtymi znakami, doliną Jodłówki dochodzimy do bardzo ruchliwego, niebieskiego szlaku, prowadzącego od świątyni Wang. Mnóstwo ludzi w różnym wieku, dużo dzieci im towarzyszących, niekoniecznie z własnej woli, ale cóż, „dzieci i ryby głosu nie mają”. Ten szlak przypomniał mi inną, przed kilkunastu laty, wyprawę na Śnieżkę z moim szwagrem Marianem P., który pomimo swojej tuszy i braku doświadczenia dzielnie pokonał całą trasę. Wstępujemy na moment do Domku Myśliwskiego, gdzie ma swoją siedzibę Ośrodek Edukacyjny Karkonoskiego Parku Narodowego, a urzędująca tam sympatyczna młoda pani udziela informacji i rozdaje materiały promocyjne.
Samotnia” to niewątpliwie najpiękniejsze schronisko w Karkonoszach, a może, co będę sobie żałował - w Polsce. Siedzimy przy drewnianym stole przed schroniskiem, patrzymy na Mały Staw i sączymy zimne piwo / po 7 zł / i tu można byłoby powiedzieć za klasykiem „chwilo trwaj”.
Następne karkonoskie schroniska – Strzecha Akademicka i Dom Śląski także oblegane przez turystów, odpoczywających i korzystających z ich usług. Przed nami główny cel naszej i zdecydowanej większości piechurów wyprawy, „Mekka” Karkonoszy – Śnieżka.
Wchodzimy łatwiejszą drogą inaczej jak zwykle i punktualnie o 14-tej jesteśmy na szczycie, zatłoczonym ponad miarę. Najpierw kaplica św. Wawrzyńca i podziękowanie za udane, kolejne wejście, a pierwsze po ukończeniu 60 lat. Natomiast mój pierwszy kontakt z tą górą to był kwiecień 1976 roku, kiedy to jako młody człowiek stanu wolnego byłem na wczasach MSW w Kowarach, ale to szybko minęło, a teraz dzwonię do Iwonki i Oli i za chwilę obie moje panie machają do mnie z domu w kierunku Śnieżki, a parę minut później dzwoni Waldek z Bydgoszczy.
Nie byłem już kilka lat na tej najwyższej czeskiej górze i pojawiły się nowe obiekty, oprócz wyremontowanego naszego schroniska nasi sąsiedzi postawili swoje. Wybaczcie bracia Czesi, ale niezbyt wam się udała ta budowla, która według mnie i nie tylko przypomina kontener z puszką piwa. Zresztą Drogi czytelniku oceń to sam na podstawie moich zdjęć.
Schodzimy trudniejszą drogą i następnie czerwonym szlakiem, doliną Łomniczki docieramy do Karpacza, a tam znów nowy obiekt, wybudowany przez jednego z bohaterów afery hazardowej pana Sobiesiaka. Ładny, sześcioosobowy wyciąg kanapowy pomiędzy Białym Jarem a dolną stacją wyciągu na Kopę ułatwia bardziej leniwym i starszym dotarcie w wyższe partie Karkonoszy, ale będzie bardziej wykorzystywany przez narciarzy.
Karpacz, a szczególnie okolice Białego Jaru to w takim dniu jak dzisiaj kompletnie zatłoczone miejsce, gdzie wszystkiego jest za dużo, ludzi, samochodów, motocykli, a w pobliskiej restauracji za drogo, piwo po 9 złotych to drożej jak na Śnieżce. Dzięki policji i straży miejskiej udaje się jakoś nad tym panować i rozładować korki.
Wracamy autobusem PKS Jelenia Góra przez Kowary, potem w Jeleniej rozstajemy się i moją „dwójką” około 18.30 wracam na łono rodziny.
Jeszcze tylko telefon, z życzeniami, do jednego, bardzo dzielnego młodego człowieka, mojego bratanka Bartosza, który ma dzisiaj urodziny / ale to nie dlatego Osama Bin Laden zrobił swój zamach w 2001 roku /. Bartek i jego wspaniali rodzice –Joanna i Ireneusz od wielu lat dzielnie niosą swój ciężki krzyż, krzyż który dla wielu z nas byłby ponad siły. Wielkie słowa uznania.
niedziela, 11 września 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz